Menu

Polecamy strony

Wyszukiwanie

Z Żytomierza

Polskie Towarzystwo Naukowe w Żytomierzu 
biuro: tel 39-85-49, +38-067-412-15-70
ul. Witruka 55, 10009, Żytomierz, Ukraina
ptnz@op.pl, ptnz@ptnz.org.ua, www.ptnz.org.ua
Adres do korespondencji:10024 Zytomierz-24, s/p 48 Ukraina

L Dz
1100/06
Żytomierz, 16 sierpnia 2006 r.

Szanowni państwo,
„Gazeta Polska” dzięki dofinansowaniu z Państwowego komitetu do spraw mniejszości narodowych Ukrainy zaczęła ukazywać się co tydzień i jest obecnie jedynym polskim tygodnikiem na Ukrainie. Nakład gazety stanowi 3 tys. egz.  Wspiera nas także Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”, której niezmiernie jesteśmy wdzięczni za wieloletnia współpracę.
 W tygodniku pozostaną stale rubryki, takie jak „Nowiny z Polski”, „Życie Polaków na  Ukrainie”, „Informacja”, „Polityka”, „Współpraca gospodarcza”, „Oświata”, „Obrazy z przeszłości”, „Historia”, „Słowo na niedzielę”, „Życie parafii”, „Poezja”, „Humor”, „Salon muzyczny” i „Kącik dziecięcy”. Oprócz stałych rubryk do gazety dołączył się program telewizyjny najpopularniejszych ukraińskich kanałów oraz Telewizji Polonia.

Z poważaniem
redakcja „Gazety Polskiej”


 

Prośba o informacje

Szczęść Boże Księże Redaktorze.

Piszę do Księdza z prośbą o pomoc i jakiekolwiek informacje. Poszukuję rodziny mojej Mamy. Od Sióstr Benedyktynek z Ełku otrzymałem Księdza adres e-mail. W archiwum Sióstr niestety nie zachowały się żadne dokumenty. Siostry poinformowały mnie o dwóch czasopismach „Wołanie z Wołynia” i „Kresowe Stanice”, w których ewentualnie można zamieścić ogłoszenie o poszukiwanej rodzinie z terenów Wschodnich Kresów.
Mama – Anna Wilkowska (wychowanka sierocińca) ur. 19. XI 1920 r. w Równem. Przebywała w sierocińcu w Kowlu od 1924 do 1932 roku. Z pobytu tam zapamiętała tylko tyle, że odwiedzała Ją niania, która Ją dobrze znała i przynosiła gościniec. Później do 1939 r. przebywała w sierocińcu w Łucku. Tam dostała list od braci Jana i Józefa. Miała ok. 14 lat. List zaginął.

MOJE PRZYPUSZCZENIA
Bracia byli prawdopodobnie starsi, być może bliźniacy, bo w naszej rodzinie są bliźniaczki, w 2 pokoleniach. Może przebywali w innym sierocińcu /męskim/. Ktoś musiał wiedzieć gdzie Mama przebywa i znać adres sierocińca skoro list do Niej dotarł.
Później wojna – Mama na robotach w Berlinie. Po wojnie sierociniec został przeniesiony do Kwidzynia. Mama osiedliła się na Dolnym Śląsku. Jest już w podeszłym wieku, ale ma jeszcze małą nadzieje, tak jak ja i moje rodzeństwo (siostry bliźniaczki), że może ktoś jeszcze żyje, kto pamięta tamte czasy. Może mógłby się Ksiądz dowiedzieć czegoś tam na miejscu?
Jeżeli Ksiądz Redaktor mógłby pomóc mi w tej sprawie, zamieścić ogłoszenie lub udzielić wskazówek  to byłbym niezmiernie wdzięczny.
Na koniec chciałbym jeszcze zapytać, czy do umieszczenia ogłoszenia wystarczą informacje zawarte w e-mailu czy potrzebny jest list, albo opłata za ogłoszenie?
Przepraszam za chaos w moim e-mailu, ale piszę taką prośbę po raz pierwszy i nie bardzo wiem jak powinna wyglądać. 
Bardzo proszę o jakiekolwiek wiadomości.

Z poważaniem
Bogdan Krawczukowski

Kontakt:
e-mail: wowwa@interia.pl
tel: +48  32  217 38 60

24 lipca 2006 22:04

Od Redakcji:
Chociaż od II wojny światowej i exodusu polskiej ludności Wołynia minęło ponad 60 lat, wciąż otrzymujemy listy, w których zawarte są prośby o zamieszczenie ogłoszenia poszukującego krewnych. Takie i podobne ogłoszenia publikujemy za darmo, gdyż nasze pismo nie jest sprzedawane, a utrzymuje się z dobrowolnych ofiar Czytelników i Przyjaciół.

Wstrząsająca książka Srokowskiego

„NIENAWIŚĆ”
Wstrząsająca książka Srokowskiego

Stanisław Srokowski dał się poznać jako ceniony poeta, tłumacz, publicysta i znakomity prozaik. Ponad rok temu opublikował głęboko poruszający tom wierszy pt: „Miłość i śmierć”. A niedawno bulwersującą biografię wybitnego poety pt. „Skandalista Wojaczek”. I oto otrzymujemy wstrząsającą książkę o Kresach, ich legendzie, pięknie i miłości, ale też o wielkim dramacie i pamięci, która boli.
Spotykamy całą gamę obrazów i uczuć, od wielkiej fascynacji i zauroczenia po ból, cierpienie, udrękę i rozpacz. Ta bogata i cudowna kraina, w której w zgodzie żyły całe pokolenia Polaków, Litwinów, Żydów i Ukraińców, a także innych ludów, nagle stanęła w ogniu. I pogrążyła w śmierci setki tysięcy niewinnych istot. Srokowski ocala pamięć tamtych tragicznych dni. I oddaje hołd ofiarom.
Już w „Duchach dzieciństwa” i „Repatriantach”, poświęconych Kresom, krytycy i czytelnicy wysoko oceniali jego dorobek. Pisali: Powieść Srokowskiego jest bodajże jedynym w naszej literaturze tak doskonałym artystycznie obrazem wędrówki Polaków z jej dawnych wschodnich rubieży (Zenon Łukaszewicz). „Repatriantów” uważam za najpełniejsze i najważniejsze z dotychczas istniejących w piśmiennictwie polskim świadectw artystycznych... (Wacław Sadkowski).
Zbiór opowiadań „Nienawiść” to krok dalej. Najpoważniejszy i chyba najdalszy krok polskiej literatury w odkrywaniu bolesnej prawdy tamtych czasów. Nikt tak głęboko nie zajrzał do kresowej duszy jak Srokowski. Nikt tak nie obnażył mechanizmu zbrodni i zła jak on.  „Nienawiść” opowiada o konflikcie sumienia i dramacie ludzkiej godności. O straszliwej samotności człowieka w obliczu tragedii i rozpaczy. Kardynał, Stefan Wyszyński, pisał: Gdy gaśnie pamięć ludzka, dalej mówią kamienie.
Ten wstrząsający zbiór opowiadań nie pozwala, by tylko kamienie mówiły. W pełnych głębi i prawdy obrazach Srokowski ocalił świat, o którym wielu chciałoby zapomnieć. Z niezwykłą siłą ekspresji i subtelną wrażliwością pochyla się nad każdą ofiarą, jednoczy się z każdym cierpieniem i przestrzega przed nienawiścią.
Nasz wielki papież, Jan Paweł II pisał: Człowiek ma prawo do prawdy. I tę gorzką i ważną dla naszych dziejów prawdę poznajemy. Ci, co przeżyli tamto piekło, mogą z czystym sumieniem powiedzieć, że mają wreszcie swego pisarza, który głęboko czuje i rozumie tragedię, która się rozegrała na Kresach. Pamięta o pomordowanych przez UPA Polakach i ich rodzinach, o Kresach, które żyją i żyć będą przez pokolenia w polskich duszach. I napisał prawdę, której tak wielu się boi i chciałoby usunąć ją z pamięci. Oddał też hołd tym wszystkim, którzy wyrzuceni z własnej ziemi błąkają się po świecie.
Ci zaś, którzy stykają się z tematyką kresową po raz pierwszy, mogą powiedzieć, że znaleźli książkę o wartościach uniwersalnych, która otwiera  oczy na świat, który odszedł. Ale warto poznać ten świat, bo to kawał naszej polskiej i europejskiej historii. A zrozumienie tej historii pozwala lepiej zrozumieć nas samych, współczesną rzeczywistość z jej dramatycznymi powikłaniami i innych ludzi, którzy obok nas żyją. I na koniec informacja: książkę można zamówić w księgarniach lub przez Internet, klikając w Googlach: Stanisław Srokowski „Nienawiść”. A oto strona internetowa Autora:
http://free.art.pl/srokowski
Autor będzie wdzięczny za opinie o książce.
Jadwiga Kimżal
___________________
Stanisław Srokowski, „Nienawiść”, Prószyński i S-ka, Warszawa, 2006

 

Jepyskop Stanisław Łoza

ЄПИСКОП   СТАНІСЛАВ   ЛОЗА

Сердечно вітаю.

Я Марек Лоза, протягом кількох років веду генеалогічні дослідження, що стосуються родини ЛОЗА, котра походить з Лозів, які розташовані на колишній Дрогічинській землі, а нині в Сєдлецькому повіті (Польща).
Шукаю всілякої інформації про луцького єпископа-помічника Станіслава Лозу, котрий помер у 1639 році, і згідно Нєсєцького був похований у катедрі в Луцьку.
Мене цікавить будь-яка інформація, якщо це можливо, люб’язно про це прошу.

Марек Лоза
lozmar@interia.pl

 

Від редакції:
Окрім короткої біографії авторства Кшиштофа-Рафаїла Прокопа, не маємо іншої інформації. У “Польському Біографічному Словнику” („Polski Słownik Biograficzny”) немає біографії згаданого єпископа. Можливо, хтось з наших читачів напише біографію цього пастиря. Поки що додаємо біографію авторства К.-Р. Прокопа, приготовану ним до неопублікованого ще “Схематизму Луцької дієцезії”(„Schematyzm diecezji łuckiej”).

Станіслав Лоза 1634-1639 (?)
Призначений на посаду луцького суфрагана в 1632 році ординарієм Ахацієм Ґроховським, призначення з боку Апостольської Престолу з додатком титулярного єпископства Арґос (Argos) отримав 12 VI 1634. Офіціал і генеральний вікарій дієцезії. Був одночасно парохом у Тикоціні й препозитом колегіатського капітулу в Олиці. Помер, ймовірно, в 1639 році, можливо й раніше.

 

Кшиштоф-Рафаїл Прокоп

З польської переклала
Владислава Криницька

 

["Волання з Волині" ч. 1 (74) від січня-лютого 2007 р., стор. 40.]

 

Biskup Stanisław Łoza

BISKUP   STANISŁAW   ŁOZA

Witam serdecznie.

Nazywam się Marek Łoza od kilku lat prowadzę badania genaologiczne dotyczące rodziny ŁOZA wywodzącej się z Łozów leżących w dawnej ziemi drohickiej a obecnym powiecie siedleckim Polska.
Poszukuję wszelkich informacji o biskupie pomocniczym łuckim Stanisławie Łoza, który to zmarł w 1639 r. i według Niesieckiego został pochowany w Katedrze w Łucku.
Interesują mnie wszelkie informacje, jeśli to możliwe uprzejmie proszę o pomoc.
Pozdrawiam

 

Marek Łoza
lozmar@interia.pl

 

Od redakcji:
Poza biogramem autorstwa Krzysztofa Rafała Prokopa nie posiadamy innych informacji. W „Polskim Słowniku Biograficznym” nie ma biogramu wspomnianego biskupa. Może ktoś z naszych czytelników napisze biogram tego pasterza. Póki co załączamy biogram autorstwa K.R. Prokopa przygotowany przezeń do niepublikowanego jeszcze „Schematyzmu diecezji łuckiej”: 

Stanisław Łoza 1634-1639 (?)
Powołany na urząd sufragana łuckiego w roku 1632 przez ordynariusza Achacego Grochowskiego, prekonizację ze strony Stolicy Apostolskiej z przydaniem biskupstwa tytularnego Argos uzyskał 12 VI 1634. Oficjał i wikariusz generalny diecezji. Był równocześnie proboszczem w Tykocinie i prepozytem kapituły kolegiackiej w Ołyce. Zmarł zapewne w roku 1639 lub wcześniej.

 

Krzysztof Rafał Prokop

 

["Wołanie z Wołynia" nr 1 (74) ze stycznia-lutego 2007 r., s. 40.]

 

Mij Ostroh, moje povernennja do Ostroha (1/2) (UA)

МІЙ ОСТРОГ,

МОЄ ПОВЕРНЕННЯ

ДО ОСТРОГА

Не вірила в те, що колись у житті буду в Острозі, в місті мого щасливого дитинства, в якому прожила 13 років. Острог постійно повертався до мене в снах. Після 67 років сни стали дійсністю. У червні й серпні 2007 року аж двічі відвідала його. Будучи дитиною, прислуховувалася до розмов дорослих, котрі згадували свої пережиття, часи після поділу, першу світову війну, перші роки незалежності, тоді думала, які я буду мати спогади – нічого, тільки Острог і Острог. Не могла передбачити, що моя родина знайдеться у вирі історії, як багато польських родин, а Острог стане в моїй уяві країною з байки. Моє розставання з Острогом відбулося 13 квітня 1940 року, коли нас вивезли, тобто маму з чотирма дітьми у віці 13, 11, 2 з половиною і 1 року, до Північного Казахстану, після попереднього арешту батька.

Народилася у Львові, але точно через місяць після народження, 27 червня 1927 року, була охрещена в острозькому католицькому парафіяльному костелі отцем каноніком Юзефом Пташинським, острозьким деканом і настоятелем, що підтверджує метрика народження, оригінал якої маю. Мої батьки, Віктор і Броніслава Добровольські, були вчителями і тут працювали. Батько був керівником бурси (інтернату) і навчав в учительській семінарії. Мама навчала в початковій школі. Бурса і семінарія розміщувалися в післямонастирських капуцинських будинках. Там також, з огляду на посаду батька, ми мешкали. Цей закуток Острога найбільш мала закодований у пам’яті.

Товариство Католицьких Родин при парафії Народження Пресвятої Діви Марії в Горлицях, вже черговий раз організувало екскурсію-паломництво в Україну, щоб відвідати поляків, які там живуть. Заохочена інформацією, що в плані є Острог, вирішила їхати. Мені товаришував син Мар’ян і наймолодша сестра Тереза з чоловіком. 16 червня 2007 року, вранці, ми були біля костелу Успіння Пресвятої Діви Марії в Острозі, де нас привітав отець Вітольд-Йосиф Ковалів, парох цієї парафії. Мала приємність познайомитись з о. Вітольдом особисто. До цього часу знала його як редактора часопису “Волання з Волині”. Я ревна читачка цього часопису вже протягом кількох років, і в мені збуджує подив і пошану душпастирська, освітня, культурна діяльності о. Вітольда. Після 67 років мені дано бути ще в костелі, в якому 80 років тому була охрещена, де приступила до Першого Святого Причастя, прийняла Миропомазання, брала участь у недільних св. Месах, вечірніх, травневих, жовтневих богослужіннях, Хресній Дорозі, Гірких Жалях, де брала участь в похоронних урочистостях отця Юзефа Пташинського, де бачила шлюб офіцера 19 полку Уланів, як молода пара йшла до вівтаря біля ряду шабель, очима уяви побачила карету, запряжену чотирма гарними кіньми, якими подружжя Довґялло з Новомалина приїжджало на богослужіння. Це все промайнуло в моїй пам’яті, як старий фільм. Пам’ятала, що костел мав форму хреста і напис на фронтоні “Sursum corda”. Немає плебанії, де жили священики Пташинський, Орловський, Дияковський, Пшонка та інші, прізвищ яких не пам’ятаю. Немає також катехетичного дому. Нині навколо костелу гарно цвітуть квіти. Інтер’єр костелу був іншим, ніж зараз. Усе знищили, зруйнували, постійно перебуває в ремонті, а кошти на ремонт дуже мізерні. У костелі були на св. Месі, яку відправив прибулий з нами, отець Ришард, о. Вітольд поділився своїми осягненнями за п’ятнадцять років душпастирського служіння тут, у цьому костелі, як підносив його з руїн. Ще зробили пам’ятну фотографію на тлі вівтаря, а при виході з костелу нас зацікавила презентація видавництва бібліотеки “Волання з Волині”. Були охочі, котрі придбали презентовані публікації, а отець Вітольд ставив на них свій автограф. Після виходу з костелу нас здивувало те, що були столи заставлені бутербродами, медом, термосами з кавою і чаєм, а також добра мінеральна вода з глибини 350 м в упаковці з написом “Острозька”, печиво, правдива східна гостинність і розмови з парафіянами. Познайомилася з Вандою Соколовською, котра, подібно як я, була вивезена до Казахстану в околиці Кокчетава в 1936 році з теренів, які були тоді поза границями Польщі. Після дозволу на повернення, пані Ванда поселилася в Острозі. Таких мешканців тут багато. Оглянули ще терен замку князів Острозьких, який є візитною карткою цього міста, і вирушили далі в дорогу.

Мої враження з цієї екскурсії надруковані в серпнево-вересневому номері парафіяльної газети у фарному костелі в Горлицях. Якщо отець Вітольд ними зацікавиться, буду рада. Дорога до Острога була проторована. Після останнього перебування в цьому місті я, син Мар’ян і сестра Тереза з чоловіком залишилися незадоволені тим, що не побачили місць, пов’язаних з моїм дитинством. Це було причиною того, що в серпні ми повернулися до Острога. Приїхали приватно і навмання. Єдиною особою, з якою ми могли б мати контакт був отець Вітольд, але нам не вдалося зв’язатися з ним ані по телефону, ані через інтернет.

16 серпня 2007 року ми під’їхали до костелу. Був відкритий, за півгодини мала відбутися вечірня св. Меса. Почали сходитися нечисленні парафіяни. Приїхав отець Вітольд з вікарієм отцем Олегом Фірсовим, котрий недавно отримав ієрейські свячення. Віталися, як старі знайомі. Після св. Меси отець Вітольд звернувся до вірних з проханням про нічліг для гостей з Горличів. Відразу відкликнулися, за що ми дуже вдячні родинам Яни, яка виконувала функцію органістки, а одночасно, студентка Острозької академії і пані Катерині Будяковській.

Помешкання отця розміщене з другого боку від центру міста, ніж костел і замок. Це одночасно і редакція і бібліотека часопису “Волання з Волині”. Всюди полиці з книжками, часописами, альбомами, бандеролі, приготовані для висилки. Моментально стіл звільнили, накрили і на ньому з’явилася смаковита вечеря, як у байці “Столику накрийся”. Велика в цьому заслуга співредактору часопису “Волання з Волині” пані Владислави Криницької (Людмили Поліщук) – казахстанки, з котрою мала нагоду познайомитися особисто, до цього часу знала її завдяки проникливому читанню часопису “Волання з Волині”.

Черговий день, 17 серпня, ми почали від ранньої св. Меси, а потім, вирушили до міста на пошук місць, пов’язаних з моїм дитинством. Об’єкти нинішнього Університету “Острозька академія” знайшли без труду. Багато що тут змінилося. До нашого колишнього помешкання потрапили безпомилково. Замурований бічний вхід, через який входилося до сіней. Тут була криниця з великим колом, біля якого кульгавий Павлик помпував воду. Цей пристрій забезпечував водою приміщення бурси. Неподалік була велика кухня, а справа коридор і вхід до нашого помешкання. Криниця є, без кола і корби, немає вже ані Павлика, ані кухні, вхід до нашого помешкання також дещо змінений. Тут зараз розміщуються аудиторії, а студенти живуть в колишніх кошарах 19 Полку Уланів, перероблених на студентський гуртожиток. Відвідали Музей Академії. Цікавий, але небагато є пам’яток з ХХ століття міжвоєнного періоду. Шоком для мене було оглядання монастирського підземелля. Нас, як дітей, дуже воно цікавило, але було недоступне. Ці підземелля були в запущеному стані. Нині гарно прибрані. Кості похованих тут капуцинів укладені в домовини і розміщені в криптах. Виражаю велику пошану для реставраторів цих місць. Найдавнішу частину будинку з новішою поєднує костел, який у 30-х роках ХХ століття був шкільною каплицею, на хорах на фісгармонії грала моя мама під час богослужінь, а хор, що складався з школярів, співав. До цього хору я також належала. Нині тут концертна зала. Відправляються також православні богослужіння. Потім перейшли до будинку, в якому розміщувалася школа. Перше, що кинулося мені у вічі, це та сама підлога на коридорах із жовто-коричневої плитки. Тут нічого не змінилося. У головному корпусі виставка видатних професорів і випускників Острозької Академії з перших років її діяння у 1578-1638 роках. Під час оглядання об’єктів цього навчального закладу, на кожному крокові нас зустрічали зичливо і сердечно. Нині Академія є національним університетом, у ньому навчається 5 тисяч студентів, науковців має 300 осіб.

Mij Ostroh, moje povernennja do Ostroha (2/2) (UA)

Пройшли по теренах навколо забудов. У цьому самому місці знаходиться тенісний корд, який за моєї пам’яті будував мій батько з жовнірами Корпусу Охорони Прикордоння. Нині більший. Натомість спортивний майданчик, як і раніше. Немає ботанічного саду, в якому семінаристи вирощували експериментальні рослини. Немає також старого цвинтаря із старими нагробками і гробницями. Для нас, дітей, цвинтар ховав багато таємниць. Тут жовніри КОП робили облави на людей, котрі ховалися, які нелегально переходили кордон. На цьому цвинтарі учасники вчительського курсу під час канікул поставили “Діди” (“Dziady”) Адама Міцкевича, сценічне оформлення було неймовірне. Враження від цього видовища ніколи не забуду. Зараз на місці цвинтаря є стадіон. Немає т.зв. нового саду і овочевого городу. Нині тут сквери, струмочки, лавки. Господарські забудови замінили нові будинки і шкільні об’єкти. Забудований прохід до т.зв. старого братського саду, де весною я збирала фіалки. Це були місця забав з моїми ровесниками, а серед них були дочки директора семінарії, син керівника спортивної школи, я з братом, діти шкільного сторожа. Не було тоді поділів ані за походженням, ані за національністю, ані за віросповіданням. Без труду пізнала дім, у якому містився дитячий садок, до якого і я ходила, а неподалік стоїть той дім, де ходили діти на модні тоді кварцові лампи. Ми вийшли на Алею Міцкевича, нині Проспект Незалежності. Зрізані липи, розширена вулиця. З другого боку, при перехресті вулиць Будьонного і Алеї, зберігся дім, у якому ми жили протягом останніх років в Острозі. З ним пов’язуються багато спогадів. Не могла повірити, що його ще побачу. Після повернення капуцинами монастирських будинків у 1937 році, ми мусили залишити там наше помешкання. Ненадовго ми замешкали по вулиці, яка нині носить назву Федорова, тодішньої назви не пам’ятаю. Там прийшла на світ, нині вже покійна, сестра Марися. Одночасно ми закінчували дім на Алеї Міцкевича. Після переселення, тут у 1939 році народилася наймолодша сестра Тереза, котра зі мною відвідувала Острог. Вона була дуже зворушена. З вікон того дому я бачила відділи уланів на конях і їх вирушення на війну 1 вересня 1939 року. 17 вересня, на світанку, мене збудив шалений гук. Батьки стояли біля вікон. Алеєю сунули танки з червоними п’ятикутними зірками і йшли солдати, неподібні до наших у чужих мені мундирах. Через кілька днів бачила, як гнали Алеєю польських військових полонених, роззброєних, змучених, охлялих, оточених солдатами Червоної Армії зі зброєю, готовою в кожну мить вистрілити. Не забуду останніх Свят Різдва Христового, проведених тут, і Свят Вечора у повному родинному колі й складаних зичень, які, на жаль, не збулися. Тут, вранці, 23 березня 1940 року, востаннє бачила батька, коли після, начеб то зробленої ревізії, був виведений з дому і всілякий його слід загинув. З цього дому, 13 квітня 1940 року, нас вивезли до Північного Казахстану, залишаючи в ньому все оснащення, що було спільним доробком батьків протягом неповних 14 років подружнього життя. Ми не відважилися постукати й увійти всередину. Сьогодні там живуть чужі для нас люди. Пам’ятаю, що неподалік були об’єкти кошар КОП. Сьогодні тут стоїть новий храм баптистів. Казарми побачила далі. Після зворушень, пішли Алеєю Міцкевича в напрямку колишніх казарм полку. Неподалік був кіоск з продовольчими товарами, зокрема, з морозивом. Це спричинило нову хвилю спогадів. Багато років тому, до нашого дому приїжджав продавець морозива в білому халаті з білим возиком з морозивом і кричав “Войтусь, морозиво!” (“Wojtuś lody!”). А мій, вже покійний брат, біг до бабці й просив 5 ґроши. Ми вшанували його пам’ять, купляючи морозиво. Йдучи далі, пізнала дім, у якому жила пані Катерина Сачкова з родиною, учителька французької мови в місцевій гімназії М. Конопницької, знайома з нашою мамою. Ми тут були частими гостями. Потихеньку дійшли до об’єктів колишніх казарм полку. Доглянутий колись парк дуже занедбаний. Будинок, в якому жили родини кадрових офіцерів, також у занедбаному стані. Була тут кілька разів у шкільних колег. Пам’ятала, що з другого боку Алеї малою вуличкою доходили до католицького цвинтаря, на якому у той час хоронили померлих. Ми не мали нікого там похованого з родини, але батько любив ходити туди на прогулянки і брав мене із собою. Не знайшли цвинтар, самі будівельні площі й зарослі. Бічними вуличками поверталися до центру. Виглядають гірше. Згадалося, як раз читала чиєсь висловлення про Острог після відвідин, в якому висловлювалися, що “запизяле і нецікаве містечко і дивується, що тут розміщується редакція “Волання з Волині””. Була обурена. Нині зрозуміла. Дійсно, комусь непов’язаному чуттєво з цим містом, так як я, міг таким видатися. Була обідня пора. Зайшли до ресторану. Дуже приємне приміщення, швидка обслуга і недорога страва. Не пам’ятаю, щоб щось подібне було в довоєнному Острозі. Після недовгого відпочинку, відправилися в подальшу мандрівку. Ідентифікувала дім єврея на прізвище Хосід, у якого в продовольчому магазині ми робили щоденні покупки. Тут також брала пелюстки з квітів півонії для посипання під час процесії Божого Тіла. Родину Хосідів вивезли у той самий час, що і нас, транспортом до Казахстану. Впізнала будинок, у якому була середня школа ім. Станіслава Сташіца. В останні роки наш батько був її керівником. Сьогодні в Острозі є сучасні шкільні об’єкти, цей дім нині служить іншим цілям, пов’язаним з освітою.

Центр міста мало пам’ятаю. Зараз підносяться там сучасні будинки, де розташовані влада міста, самоуправління. Повернулися до замку і яром біля круглої башти зійшли на вулицю Федорова. Коли жили в цій частині міста, сюдою бігала “навпростець” до школи. Довела мою групу до дому, в якому жили короткий період часу. Нами зацікавився нинішній власник дому, пригостив нас добрими грушками і запевнив, що скільки разів будемо в Острозі, у нього можемо затриматися. Завела мою групу на “дерев’яний міст”, щоб через нього перейти на Нове Місто потрібно було мати перепустку КОП. Під час весняних розливів, крига на річці зносила його і знову відбудовували. Коли 17 вересня 1939 року в’їхав на нього перший танк, завалився і наступні танки переїжджали річку бродом. Нині міст міцний, сучасний, а Вілія якось змаліла. Зібравши решти сил, ми дійшли до кафе, яке розташоване біля Замку у стилі башти. Була здивована її оформленням, елегантністю, доброзичливою обслугою. У час мого дитинства ходили до кондитерського магазину Голєшки по пиріжки із сиром.

На цьому ми закінчили екскурсію по Острогу. Не розчарувалася. Є такий, як у моїх снах. Нинішні мешканці милі, сердечні, охоче розмовляють, часто хваляться своїми польськими коріннями, старші охоче розповідають про свої пережиття. Наступного дня, вранці, поблагославленні отцем Вітольдом, відправилися в зворотну дорогу. Як Господь Бог дозволить, повернемося сюди ще.

Спогади написала, щоб виконати прохання отця Вітольда. Якщо визнає їх за потрібні, то розмістяться на сторінках часопису “Волання з Волині”. Не маю нічого проти всілякого роду поправок, скорочень, спростувань.

До читачів часопису “Волання з Волині” маю прохання. Може, хтось із старшого покоління пам’ятає моїх батьків або мене і захоче нав’язати зі мною контакт, подаю мою адресу.

Яніна Бжозовська

Janina Brzozowska

ul. Łokietka 62

38 – 300 Gorlice

Polska

З польської переклала

Владислава Криницька

[“Волання з Волині” ч. 5 (78) від вересня-жовтня 2007 р., стор. 33-38.]

Mój Ostróg, moje powroty do Ostroga (1/2) (PL)

MÓJ OSTRÓG,

MOJE POWROTY DO OSTROGA

Nie wierzyłam w to, że jeszcze kiedyś w życiu będę w Ostrogu, mieście mojego szczęśliwego dzieciństwa, w którym przeżyłam 13 lat. Ostróg ciągle powracał do mnie we snach. Po 67 latach sny stały się jawą. W czerwcu i sierpniu 2007 r. aż dwukrotnie odwiedziłam go. Będą dzieckiem przysłuchiwałam się rozmowom dorosłych, którzy wspominali swoje przeżycia, czasy po rozbiorem, I wojnę światową, pierwsze lata niepodległości, myślałam wtedy, a jakie ja będę mieć wspomnienia – nic tylko Ostróg i Ostróg. Nie mogłam przewidzieć, że moja rodzina znajdzie się w zawirowaniach historii, jak wiele polskich rodzin, a Ostróg stanie się w mojej wyobraźni krainą z bajki. Moje rozstanie z Ostrogiem miało miejsce 13 kwietnia 1940 roku, gdy wywieziono nas tzn. Mamę z czwórką dzieci w wieku 13, 11, 2 i pół i 1 roku do Północnego Kazachstanu, po uprzednim aresztowaniu Ojca.

Urodziłam się we Lwowie, ale dokładnie miesiąc po urodzeniu 27 czerwca 1927 roku zostałam ochrzczona w Ostrogskim Rz. Katolickim parafialnym kościele przez ks. kanonika Józefa Ptaszyńskiego Dziekana i Proboszcza Ostrogskiego, co stwierdza metryka urodzenia, której oryginał posiadam. Rodzice moi Wiktor i Bronisława Dobrowolscy byli nauczycielami i tu pracowali. Ojciec był kierownikiem bursy (internatu) i uczył w seminarium nauczycielskim. Mama uczyła w szkole podstawowej. Bursa i Seminarium mieściły się w budynkach poklasztornych, pokapucyńskich. Tam też z racji funkcji Ojca mieszkaliśmy. Ten zakątek Ostroga najbardziej miałam zakodowany w pamięci.

Stowarzyszenie Rodzin Katolickich przy Parafii Narodzenia NMP w Gorlicach kolejny już raz organizowało wycieczkę – pielgrzymkę na Ukrainę, aby odwiedzić Polaków tam zamieszkałych. Zachęcona informacją, że w planie trasy jest Ostróg zdecydowałam się jechać. Towarzyszył mi syn Marian i najmłodsza siostra Teresa z małżonkiem. 16 czerwca 2007 r. w godzinach porannych byliśmy przy kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP w Ostrogu, gdzie witał nas ksiądz Witold Józef Kowalów proboszcz tej parafii. Miałam przyjemność poznać ks. Witolda osobiście. Dotychczas znałam Go jako redaktora pisma “Wołanie z Wołynia”. Gorliwa czytelniczką tego pisma jest od kilku lat i budzi we mnie podziw i uznanie działalność duszpasterska, oświatowa, kulturalna Księdza. Po 67 latach dane mi było być jeszcze w Kościele, w którym 80 lat temu byłam ochrzczona, gdzie przystępowałam do I Komunii Świętej, byłam bierzmowana, uczęszczałam na niedzielne Msze Święte, nieszpory, nabożeństwa majowe, październikowe, Drogę Krzyżową, Gorzkie Żale, gdzie uczestniczyłam w uroczystościach pogrzebowych księdza Józefa Ptaszyńskiego, gdzie widziałam ślub oficera z 19 pułku Ułanów jak młoda para szła do ołtarza pod szpalerem szabel, oczyma wyobraźni zobaczyłam powóz zaprzężony w czwórkę pięknych koni, którym państwo Dowgiałłowie z Nowomalina przyjeżdżali na nabożeństwa. To wszystko przesunęło się w mojej pamięci jak stary film. Pamiętałam, że Kościół miał kształt krzyża i napis na frontonie “Sursum corda”. Nie ma plebani gdzie mieszkali księża Ptaszyński, Orłowski, Dyakowski, Pszonka i inni, nazwisk których nie pamiętam. Nie ma też domu katechetycznego. Obejście kościoła pięknie ukwiecone. Wystrój Kościoła był inny niż obecnie. Wszystko zostało zniszczone, zdewastowane, ciągle jest w remoncie, a środki na remont bardzo mizerne. W kościele uczestniczyliśmy we Mszy Świętej odprawionej przez przybyłego z nami księdza Ryszarda, ksiądz Witold podzielił się z nami swoimi osiągnięciami w ciągu 15 lat posługi duszpasterskiej tu w tym kościele jak podnosił go z ruin. Jeszcze zrobiliśmy zdjęcie pamiątkowe na tle ołtarza przy wyjściu z kościoła zainteresowanie wzbudziła prezentacja wydawnictw biblioteki “Wołanie z Wołynia”. Byli chętni nabywcy prezentowanych publikacji, a ksiądz Witold składał na nich swój autograf. Zaskoczeniem po wyjściu z kościoła były stoły zastawione kanapkami miodem, termosami z kawą i herbatą oraz pyszna woda mineralna wydobywana tu z głębokości 350 m w opakowaniu z napisem “Ostrośka”. Ciasto – prawdziwa wschodnią gościnność i rozmowy z parafianami. Poznałam panią Wandę Sokołowską, która podobnie jak ja była wywieziona do Kazachstanu w okolice Kokczetawu w 1936 roku z terenów będących wówczas poza granicami Polski. Po zezwoleniu na powrót zamieszkałą w Ostrogu. Takich mieszkańców jest tu wielu. Zwiedziliśmy jeszcze teren Zamku książąt Ostrogskich, który jest wizytówką tego miasta i wyruszyliśmy w dalszą drogę.

Moja relacja z tej wycieczki ukazała się w sierpniowym i wrześniowym numerze gazetki parafialnej w farze w Gorlicach. Jeżeli ksiądz Witold jest nią zainteresowany chętnie służę. Droga do Ostroga była przetarta. Po ostatniej bytności w tym mieście ja, syn Marian i siostra Teresa z małżonkiem czuliśmy niedosyt spowodowany tym, że nie zobaczyliśmy miejsc związanych z moim dzieciństwem. To spowodowało, że w sierpniu wróciliśmy do Ostroga. Przyjechaliśmy prywatnie i w ciemno. Jedyną osobą z którą mogliśmy mieć kontakt był ksiądz Witold, ale nie udało się nam połączyć z nim ani telefonicznie ani przez Internet.

16 sierpnia 2007 roku podjechaliśmy pod kościół. Był otwarty, za pół godziny miała być odprawiona wieczorna Msza Święta. Zaczęli schodzić się nieliczni parafianie. Przyjechał ksiądz Witold z wikariuszem księdzem Olehem Firsowem, świeżo wyświęconym na kapłana. Witaliśmy się jak starzy znajomi. Po Mszy Św. ksiądz Witold zwrócił się do wiernych z prośbą o udzielenie noclegu gościom z Gorlic. Odzew był natychmiastowy, za co jesteśmy bardzo wdzięczni Rodzicom Jany pełniącej w kościele funkcję organistki, a równocześnie studentki Akademii Ostrogskiej i Pani Katarzynie Budiakowskiej. Mieszkanie księży mieści się po przeciwnej stronie centrum miasta niż kościół i zamek. To równocześnie redakcja i biblioteka pisma “Wołanie z Wołynia”. Wszędzie półki z książkami, czasopismami, albumami, paczki przygotowane do wysyłki. Momentalnie stół został opróżniony, nakryty i znalazła się na nim smakowita kolacja, jak w bajce “Stoliczku nakryj się”. Duża w tym zasługa współredaktorki pisma “Wołanie z Wołynia” pani Władysławy Krynickiej – Sybiraczki, którą miałam okazje poznać osobiście, dotychczas znałam Ją dzięki wnikliwemu czytelnictwu pisma “Wołanie z Wołynia”.

Kolejny dzień 17 sierpnia rozpoczęliśmy od wysłuchania porannej Mszy Św., a potem wyruszyliśmy do miasta na poszukiwanie miejsc związanych z moim dzieciństwem. Obiekty obecnego Uniwersytetu “Akademia Ostrogska” znaleźliśmy bez trudu. Wiele się tu zmieniło. Do naszego ówczesnego mieszkania trafiłam bezbłędnie. Zamurowane jest wejście boczne przez, które wchodziło się do sieni. Tu była studnia z olbrzymim kołem, przy którym kulawy Pawełek pompował wodę. To urządzenie zaopatrywało w wodę pomieszczenia bursy. Obok była olbrzymia kuchnia, a na prawo korytarz i wejście do naszego mieszkania. Studnia jest, bez koła i korby, nie ma już Pawełka, ani kuchni, wejście do naszego mieszkania tez nieco zmienione. Mieszczą się tu teraz sale wykładowe, a studentki mieszkają w dawnych koszarach 19 pułku ułanów przerobionych na miasteczko akademickie. Zwiedziliśmy Izbę pamięci. Ciekawa, ale niewiele jest pamiątek z 20. lecia międzywojennego. Szokiem było dla mnie zwiedzenie podziemi podklasztornych. Nas dzieci bardzo one intrygowały ale były niedostępne. Były w nieciekawym stanie. Obecnie pięknie posprzątane. Kości chowanych tu kapucynów ułożone w trumnach, umieszczone w kryptach. Moje wielkie uznanie dla restauratorów tych miejsc. Najstarszą część budynku z nowszą łączy kościół, który w latach 30. tych był kaplicą szkolną, a na chórze, na fisharmonii moja Mama grała w czasie nabożeństw, a chór składający się z dzieci szkolnych śpiewał. Do tego chóru ja też należałam. Obecnie jest tu sala koncertowa. Odprawiane są też nabożeństwa prawosławne. Potem przeszliśmy do budynku w którym mieściła się szkoła. Pierwszy rzut oka był na tę samą posadzkę na korytarzach w żółto – brązową kostkę. Tu nic się zmieniło. Na głównym korytarzu prezentacja wybitnych profesorów i absolwentów Akademii Ostrogskiej z pierwszych lat jej działania 1578-1638. W czasie zwiedzania obiektów uczelni na każdym kroku spotykała nas uprzejmość i serdeczność. Obecnie Akademia jest uniwersytetem państwowym, kształci się w niej 5 tys. studentów, kadra naukowa liczy 300 osób.

Mój Ostróg, moje powroty do Ostroga (2/2) (PL)

Przeszliśmy po terenach wokół zabudowań. W tym samym miejscu znajduje się kort tenisowy, który za mojej pamięci budował mój Ojciec z żołnierzami KOP – u. Obecny jest większy. Za nim boisko sportowe tak jak przed laty. Nie ma ogrodu botanicznego, na którym seminarzyści hodowali eksperymentalne roślinki. Nie ma też starego cmentarza ze starymi nagrobkami i grobowcami. Dla nas dzieci krył wiele tajemnic. Tu żołnierze KOP – u robili obławy na ukrywających się ludzi, którzy nielegalnie przekroczyli granicę. Na tym cmentarzu uczestnicy nauczycielskiego kursu wakacyjnego wystawili “Dziady” Adama Mickiewicza – sceneria była niesamowita. Wrażeń z tego widowiska nigdy nie zapomnę. Teraz na miejscu cmentarza jest stadion. Nie ma tzw. nowego sadu i ogrodu warzywnego. Obecnie są tu skwery, strumyczki, ławeczki. Zabudowania gospodarcze zastąpiły nowe budynki i obiekty szkolne. Zabudowane jest przejście do tzw. starego sadu brackiego, gdzie na wiosnę zbierałam fiołki. To były miejsca zabaw z moimi rówieśnikami, a wśród nich były córki dyrektora seminarium, syn kierownika szkoły ćwiczeń, ja z bratem, dzieci woźnego szkolnego. Nie istniały wtedy podziały stanowe, narodowościowe, wyznaniowe. Bez trudu poznałam domek, w którym mieściło się przedszkole, do którego uczęszczałam, a nieopodal stoi ten domek gdzie dzieci chodziły na modne wtedy lampy kwarcowe. Wyszliśmy na Aleję Mickiewicza, obecnie Prospekt Niezależności. Wycięte zostały lipy, ulica jest poszerzona. Po drugiej stronie u zbiegu obecnej ulicy Budionnego z Aleją zachował się dom, w którym mieszkaliśmy ostatnie lata w Ostrogu. Wiąże się z nim moc wspomnień. Nie mogłam uwierzyć, że go jeszcze zobaczę. Po odzyskaniu przez Kapucynów budynków klasztornych w 1937 roku musieliśmy opuścić nasze tam mieszkanie. Chwilowo zamieszkaliśmy na ulicy obecnie noszącej nazwę Fedorowa, ówczesnej nazwy nie pamiętam. Tam przyszła na świat nie żyjąca już siostra Marysia. Równocześnie wykańczaliśmy domek na Alei Mickiewicza. Po wprowadzeniu urodziła się tu w 1939 roku najmłodsza siostra Terenia, która ze mną odwiedzała Ostróg. Była bardzo wzruszona. Z okien tego domu widziałam oddziały ułanów na koniach i ich wymarsz na wojnę 1 września 1939 roku. 17 września o świcie zbudził mnie okropny huk. Rodzice stali przy oknach. Aleją sunęły czołgi z czerwonymi pięcioramiennymi gwiazdami i szli żołnierze, niepodobni do naszych w obcych mi mundurach. Parę dni później widziałam jak pędzono Aleją polskich jeńców wojennych, rozbrojonych, zmęczonych, wynędzniałych, otoczonych żołnierzami Armii Czerwonej z bronią w każdej chwili gotową do strzału. Nie zapomnę ostatnich Świąt Bożego Narodzenia tu spędzonych i Wigilii w pełnym rodzinnym składzie i składanych życzeń, niestety niespełnionych. Tu o świcie 23 marca 1940 roku ostatni raz widziałam Ojca, gdy po upozorowanej rewizji został wyprowadzony z domu i wszelki ślad po nim zaginął. Z tego domu 13 kwietnia 1940 roku zostaliśmy wywiezieni do Północnego Kazachstanu pozostawiając jego pełne wyposażenie będące wspólnym dorobkiem Rodziców w ciągu niepełnych 14 lat pożycia małżeńskiego. Nie odważyliśmy się zapukać i wejść do wnętrza. Dziś mieszkają tu obcy nam ludzie. Pamiętałam, że obok były obiekty koszar KOP-u. Dziś stoi tu nowo wzniesiona świątynia baptystów. Koszary KOP-u zobaczyłam w głębi. Po chwilach wzruszeń poszliśmy Aleją Mickiewicza w kierunku dawnych koszarów pułku. Nieopodal był kiosk z artykułami spożywczymi, między innymi z lodami. To spowodowało nową falę wspomnień. Przed laty pod nasz dom podjeżdżał lodziarz w białym chałacie z białym wózkiem z lodami i wołał “Wojtuś lody!” A mój, nieżyjący już brat, biegł do Babci i prosił o 5 groszy. Uczciliśmy pamięć jego wspomnienia kupując lody. Idąc dalej rozpoznałam dom, w którym mieszkała pani Katarzyna Satczkowa z rodziną, nauczycielka języka francuskiego w miejscowym gimnazjum im. M. Konopnickiej, zaprzyjaźniona z naszą Mamą. Bywaliśmy tu częstymi gośćmi. Pomału dotarliśmy do obiektów dawnych koszar pułku. Wypielęgnowany kiedyś park bardzo zaniedbany. Budynek, w którym mieszkały rodziny kadry oficerskiej w nieciekawym stanie. Byłam tu kilka razy u koleżanek szkolnych. Pamiętałam, że po przeciwnej stronie Alei małą uliczką dochodziło się do cmentarza katolickiego na którym w tym czasie grzebano zmarłych. Nie mieliśmy tam nikogo z rodziny pochowanego, ale Ojciec lubił chodzić tam na spacery i zabierał mnie ze sobą. Nie znaleźliśmy cmentarza. Same place budów i zarośla. Bocznymi uliczkami wracaliśmy do centrum. Gorzej się prezentują. Przypomniało mi się jak raz czytałam czyjąś wypowiedź o Ostrogu po odwiedzeniu, w której wyraził się, że to “zapyziałe i nieciekawe miasteczko i dziwił się, że tu mieści się redakcja “Wołania z Wołynia”. Byłam oburzona. Teraz zrozumiałam. Istotnie komuś niezwiązanemu uczuciowo z tym miastem, tak jak ja, mógł się takim wydać. Była pora obiadowa. Wstąpiliśmy do restauracji. Bardzo przyjemny lokal, szybka obsługa, smaczne i niedrogie dania. Nie pamiętam, aby coś podobnego było w przedwojennym Ostrogu. Po chwili wypoczynku udaliśmy się w dalszą wędrówkę. Zidentyfikowałam stary dom Żyda o nazwisku Hosid, u którego w sklepie spożywczym robiliśmy codziennie zakupy. Tu też zaopatrywana byłam w płatki kwiatów piwonii do sypania w czasie procesji Bożego Ciała. Rodzina Hosidów była wywieziona tym samym co my transportem do Kazachstanu. Poznałam budynek, w którym mieściła się szkoła powszechna im. Stanisława Staszica. W ostatnich latach Ojciec nasz pełnił w niej funkcję kierownika. Dziś w Ostrogu są nowoczesne obiekty szkolne, ten dom służy obecnie jakimś innym celom związanym z oświatą.

Centrum miasta mało pamiętam. Teraz wznoszą się tam nowoczesne budynki mieszczące władze miasta, samorządu. Wróciliśmy pod Zamek i jarem koło baszty okrągłej zeszliśmy na ulicę Fedorowicza. Tędy biegłam do szkoły “na skróty”, gdy mieszkaliśmy w tej części miasta. Doprowadziłam moją grupę pod dom, w którym zamieszkiwaliśmy krótki okres czasu. Zainteresował się nami obecny właściciel domu, uraczył nas wspaniałymi gruszkami i zapewnił, że ilekroć będziemy w Ostrogu u niego możemy się zatrzymać. Zaprowadziłam moją grupę na most drewniany, aby przejść przez niego na Nowe Miasto trzeba było mieć przepustkę KOP-u. W czasie wiosennych roztopów kra na rzece znosiła go i był ponownie odbudowany. Gdy 17 września 1939 roku wjechał na niego pierwszy czołg zawalił się i następne czołgi pokonywały rzekę wbród. Dziś most jest mocny, nowoczesny, a Wilia jakoś zmalała. Resztką sił dotarliśmy do kawiarni usytuowanej u stóp Zamku w stylu baszty. Zdumiona byłam jej wystrojem, elegancją, uprzejmością obsługi. W czasach mojego dzieciństwa bywaliśmy w cukierni Chołeczki na drożdżówkach z serem.

Na tym zakończyliśmy zwiedzanie Ostroga. Nie zawiodłam się. Jest taki jak w moich snach. Aktualni mieszkańcy mili, otwarci, serdeczni, chętnie nawiązują rozmowę, często chwalą się swoimi polskimi korzeniami, starsi chętnie opowiadają o swoich przeżyciach. Nazajutrz, wczesnym rankiem pobłogosławieni prze księdza Witolda udaliśmy się w drogę powrotną. Jak Pan Bóg pozwoli wrócimy tu jeszcze.

Wspomnienia napisałam aby zadośćuczynić prośbie księdza Witolda. Jeżeli uzna je za godne tego znajdą się na łamach pisma “Wołanie z Wołynia”. Nie mam nic przeciwko wszelkiego rodzaju poprawkom, skrótom, sprostowaniom.

Do czytelników pisma “Wołanie z Wołynia” mam prośbę. Może ktoś ze starszego pokolenia pamięta moich rodziców, albo mnie i zechce nawiązać ze mną kontakt, dlatego podaję mój adres.

Janina Brzozowska

ul. Łokietka 62

38 – 300 Gorlice

Polska

P.S. W “Biuletynie Ostróg” wydawanym przez Koło Przyjaciół Ostroga n/Horyniem w nr 37 Rok 10 znajdują się na str. 16 – 24 moje wspomnienia z zsyłki do Kazachstanu p.t. “Losy rodziny Dobrowolskich”. Jest to przedruk z książki “Gorliccy Sybiracy autorstwa Władysława Boczonia wydanej przez Koło Związku Sybiraków w Gorlicach w 1995 roku. Podobno te Biuletyny są w posiadaniu redakcji “Wołania z Wołynia”. Jeżeli ks. Witold uzna za celowe, zgadzam się na umieszczenie w którymś pisemku “W z W”. Pomimo, że są tam, liczne nieścisłości.

[“Wołanie z Wołynia” nr 5 (78) z września-października 2007 r., s. 33-38.]

 

Jak vykorystaty naszu istoriju?

ЯК ВИКОРИСТАТИ НАШУ ІСТОРІЮ?

Адвентова дорога привела мене на польсько-українському кордоні до зустрічі з молодим, радісним чоловіком. Бачив у його поведінці багато оптимізму. “Орендую землю на Волині, яку засіяв пшеницею. Щось нас туди тягне...”. Говорячи до мене ці слова, тішився, що може їх промовляти. А я бачив у ньому людину, котра розуміє себе, свою історію, своє коріння. Був упевнений, що не може зрозуміти всього цього у відірваності “від тих зелених полів”.

Люди науки говорять, що пережиття наших предків, про які ми навіть не чули, формують нас. Особливо важким є те, що пережите. Буває, що людина носить у собі зло, якісь задавнені справи, які її мучать і нищать. І добре, що можемо повертатися до нашої пам’яті, яка у минулому була заборонена. Старших людей з тих теренів, котрих знаю, і котрі залишаються ніби живою реліквією часу переслідувань є щоразу менше. Відходять до дому Отця. Зустрічаю там також земляків, котрим бракує благодаті віри, а серед них також молодих людей. З’являються тоді запитання: чи нові загрози на заході, про які ми чули. а зараз уже доходять і до нас, були більше небезпечні від тих із комуністичного минулого? Люди ніби зайняті забавою в життя на землі. І згадую подумки родину із багатьма поколіннями, коли родинний дім був шанцем, об який розбивалося усіляке зло, а матері сильніші від армії, були першими євангелізаторками. Нині, ніби ті ж самі стають безпорадними щодо нових викликів. Найбільшою трагедією старших людей є те, що діти не схопилися за Христа.

Як використати нашу історію, наше минуле? – з’являються запитання. Часто повертається спокуса, щоб від неї втекти, або спокуса повернення до часів дитинства. Душа, втомлена суперечностями, навіть пробує відмовитися від подальшої дороги. Спираючись на пам’ять тих, котрі уособлюють жертву, хочемо будувати, водночас виходячи із минулого. Роздуми над їх життям дають силу. Як важко старшим людям, що залишаються в минулому, ставати дорослими. У цьому пересвідчився багато разів. На мою думку, потрібно багато молитися, щоб відбулося наше оздоровлення родинного, особистого минулого.

Потрібно молитися за наших предків.

Час Різдва Христового – це прекрасна нагода, щоб у світлі Божого слова “лікувати наші зморшки”, шукати порозуміння та інші шляхи розвитку. Потрібні мудрі провідники, щоб зрозуміти минуле, залишити його і... ПІТИ ДАЛІ! Тоді побачимо Волинь і Полісся, як землі надії. Сум за розумінням себе здається меншим у середнього покоління. На прикладі деяких родин із спільнот Домашньої Церкви видно, як важко їм відірватися від колишнього мислення й заризикувати прийняти новий проект життя – християнське. Важко оцінити, але перед більшою перспективою стоїть нині покоління онуків та правнуків. Якщо переможно пройдуть час молодості та помітять красу пропозицій Церкви, будуть світлом на адвентовій дорозі. Однак, багато хто втрачає твердий ґрунт під ногами, коли потрібно робити конкретний (значимий) вибір, наприклад, подружжя. Буває, що не в змозі оборонити своєї християнської позиції та йдуть за місцевими звичаями, модою, якимось загальним трендом.

А новоохрещені? Від Різдва Христового минулого року ми охрестили 28 дітей та кількох старших осіб. У випадку дорослих осіб маємо щороку приблизно 10 так званих умовних хрещень. Робимо це тоді, коли жодним способом не можна підтвердити факту хрещення. Бракує також документів і свідків. Таке хрещення часто є результатом довгого освоєння з католицькою Церквою. Часто ключем до нього є вивчена в дитинстві молитва “Отче наш” польською мовою. Слава нашим бабусям і дідусям. Новоохрещені – це великий скарб. Щоб це заакцентувати, завжди у першу неділю місяця благословляємо матерів, які очікують потомство. “Бути охрещеним – це бути тим, через котрого Бог хоче прийти на світ”, – говорить поет. І таку маємо мрію по відношенню до новоохрещених. Часто буває так, що разом із батьками дитини, спільно, шукаємо хресних батьків, тому що у своєму колі не мають католиків.

У цю нашу адвентову історію входимо із Марією, котра принесла Спасителя до дому Єлизавети. Вона з’являється нам як перша євангелізаторка. Євангелізація нехай буде нашою відповіддю на спадщину, про яку говоримо на початку листа. Обдаровані Богом хочемо ставати благословенням для інших. Бог, об’являючи свою славу дає життя.

Дорогі Волиняни, витривалі наші Приятелі! Адвентовими людьми стають наші парафіяни, завдяки Вашій молитві, пожертвуваним стражданням, завдяки Вашій жертовності. “Щоб ти міг бачити дітей твоїх дітей” (псалом 128). Таємниця народження адвентових людей триває. Інколи важко оцінити, що є прекрасніше і де більше відбивається світло Вифлеємської ночі. Чи серед ревних молодих катехетів, котрі після своєї звичайної роботи проголошують катехези, чи на обличчях багатьох слухаючих, котрі ставлять перші кроки на підлозі нашого храму. Перед катехезами практикуємо обряд розсилання (біля 100 осіб). Посилаємо (в основному молодих) людей до тих парафіян, котрі загубили протоптаний раніше шлях до Церкви, посилаємо їх, щоб будили. Тішить Вифлеємський блиск серед Легіону Марії, “лицарі” якого свою духовність виражають у відвідуванні старших, людей, потребуючих нашої присутності. Маємо надію, що чергові спільноти постануть у Костополі, Корці, Здолбунові. Спільне діяння вірних видно також у послузі у в’язницях. Це допомагає рости усій парафіяльній спільноті та будує добрий портрет Церкви. Коли людина відкриє, що слово, котре проголошує, допомагає більше їй самій, ніж іншим, тоді починається правдиве передавання віри.

Знаменним також є приклад, коли в нашій парафії молода мама народила п’яту дитину й через кілька днів після народження мала пережити операцію на нирки. Швидко знайшлися інші молоді мами з парафії, котрі мають кількамісячних дітей і важка проблема годування немовляти не лише була розв’язана, але стала причиною нової за якістю радості. Діло Бога, даючого життя продовжується в історії Церкви. Завдяки таким прикладам дорога бачиться виразніше.

У таємниці спілкування святих єднаємося з тими, адвент котрих відбувся в цьому році. Згадаймо близьких нам священиків: о. С. Випиху (62 роки) і о. К. Зайонца (53 роки) – обоє протягом довгих років працювали в Україні.

Адвентова дорога стає безпечнішою завдяки доброчинцям. Згадаю хоча б о. інф. Е. Маркевича з Янова Любельського, о. інф. К. Бровніка з Холма. Усім священикам, за їх блиск священицької послуги сердечно дякуємо. За кожну малу молитовну групку при наших парафіях, котрі пам’ятають про нас.

Сестри Божого Провидіння, котрі протягом 15 років знову працюють на Волині, уже своєю назвою нагадують, що це рука Божого Провидіння підтримує нас. Виражаємо велику вдячність Генеральній Матері і усій чернечій спільноті Сестер за їх підтримку. Дорогі Сестри, творите основу нашого молитовного запліччя. Сестрам, котрі працюють у Рівному, Костополі та Славуті – сердечне Богу нехай буде подяка.

Від початку жовтня ми впровадили недільну третю св. Месу (для родин із дітьми – приходить щоразу більше осіб). Також у жовтні ми мали нічне чування з Марією. Час адвенту у нашій парафії – це час навчання молитви в родинах. Світло з Костюхнівки, привезене в цьому році гарцерами до Варшави нагадує усім нам, що тут, за Бугом, ще є світло. Волинь далі дає світло надії.

Завжди великою допомогою у підтримуванні духу наших парафіяльних хорів є виїзди до Польщі. Дякуємо за відкриті серця Польській Спільноті з Гожова Вєлькопольського, організаторам Фестивалю в Лапах біля Білого Стоку, Клубу Католицької Інтелігенції з Крапковіц (вшосте приймали наших дітей) і в Глухолазах. Дякуємо працівникам Політехніки в Лодзі і п. Софії Вендлер за прийом нашого молодіжного хору в Любліні та Мазовєцькій Островії. Дякуємо за дари від Миколая учням і вчителям з ліцеїв та гімназій в Янові Любельському. Отже, буде св. Миколай, буде вертеп і фестиваль колядок. Будуть реколекції: 14-16 грудня.

Завдяки співпраці духовних і світських осіб нас не залишає оптимізм. Хоча постійно боремося із організаційними справами. Костел у Костополі гарнішає: завдяки доброзичливості В. і К. Багінських із Ополя, маємо додатковий вітраж над вівтарем. Тішимося також фігурою Милосердного Ісуса над табернакулем. З малюванням стін змушені почекати до наступного року. Але найбільше в Костополі люди чекають на священика, котрий буде там мешкати.

Парафіяльний дім у Рівному вже обігрівається. Провадимо внутрішні роботи, ще їх багато. Дві зали вже функціонують. Дякуємо за Ваші пожертвування, які присилаєте на рахунок Громадського Комітету. Таким чином берете участь у ділі Євангелізації Сходу, про яке говорила Марія у Фатімі. Усі ми адвентові, й не дозволимо забрати в нас адвенту. Хочемо ще раз у цьому році на нашій Волинській Стіні Пам’яті біля костелу, вшанувати річницю голодомору 30-х років.

У святкові дні будемо дякувати Богові за наше місце, яке нам визначив в стайні нашого життя. У святковому духу повернемося до спогадів із минулого, дякуючи Богові, що не забрали нам свят Різдва Христового. Завдяки ним можемо зануритися в СОНЦЕ. Облатка, яка випікається нашими парафінами і якою ділимося із Вами, нехай також буде символічним виразом нашої вдячності за Вашу жертву. Нехай цей лист принесе і залишить у Ваших серцях трохи святкової радості. Нехай триває таємниця Божого Народження. Слово через яке все сталося, стає і нині й буде ставатися. Радісних Свят і благословенного Нового 2008 року.

о. Владислав Чайка, о. Григорій Драус

із сестрами: Матеушою, Юлією та Віталією

Рівне, 4 грудня 2007 року

[“Волання з Волині ч. 1 (80) від січня-лютого 2008 р., стор. 5-8.]

 

Jak wykorzystać naszą historię?

JAK WYKORZYSTAĆ NASZĄ HISTORIĘ?

Adwentowa droga doprowadziła mnie na granicy polsko-ukraińskiej do spotkania z młodym, radosnym mężczyzną. Widziałem w jego zachowaniu dużo optymizmu. “Dzierżawię ziemię na Wołyniu, którą obsiałem pszenicą. Coś nas tam ciągnie... Mówiąc do mnie te słowa, cieszył się że może je wypowiadać. A ja widziałem w nim człowieka, który jest bliski zrozumienia siebie, swojej historii, swoich korzeni. Był pewny, że nie może zrozumieć tego wszystkiego w oderwaniu “od tych pól zielonych”.

Ludzie nauki mówią, że przeżycia naszych przodków, o których nawet nie słyszeliśmy, kształtują nas. Zwłaszcza przeżycia trudne. I bywa, że człowiek nosi w sobie zło, jakieś zadawnione sprawy, które go męczą i niszczą. I dobrze, że możemy wracać do naszej pamięci, która w minionym okresie była zakazana. Starszych ludzi z tych terenów, których znam, a którzy pozostają jakby żywą relikwią czasu prześladowań, jest coraz mniej. Odchodzą do domu Ojca. Spotykam tam też rodaków, którym brakuje łaski wiary, a pośród nich także ludzi młodych. Przychodzą wtedy pytania: czyżby nowe zagrożenia o jakich słyszeliśmy na zachodzie, a teraz już ich doświadczamy, były bardziej niebezpieczne od tych z przeszłości komunistycznej? Ludzie są jakby zajęci zabawą w życie na ziemi. I wspominam w myślach rodzinę wielopokoleniową, kiedy to dom rodzinny był szańcem, o który rozbijały się wszelkie zapędy złego, a matki silniejsze od armii, były pierwszymi ewangelizatorkami. Dziś jakby te same stają bezradne wobec nowych wezwań. Największą tragedią ludzi starszych jest to, że dzieci nie uchwyciły się Chrystusa.

Jak wykorzystać naszą historię, naszą przeszłość?pojawiają się pytania. Często powraca pokusa, aby przed nią uciec, albo pokusa powrotu do czasów dzieciństwa. Dusza umęczona przeciwnościami podejmuje nawet próby rezygnacji z dalszej drogi. Na pamięci tych, którzy uosabiają ofiarę chcemy budować, wychodząc jednocześnie z przeszłości. Refleksja nad ich życiem daje siłę. Jakże trudno ludziom starszym pozostającym w przeszłości, stawać się dojrzałymi. Tego doświadczyłem wielokrotnie. Wydaje się, że potrzeba dużej modlitwy, aby dokonało się nasze uzdrowienie przeszłości rodzinnej, osobistej. Potrzeba modlitwy za naszych przodków.

Zbliżający się czas Bożego Narodzenia to wspaniała okazja, aby w świetle Bożego Słowa “leczyć nasze zmarszczki”, szukać porozumienia i innych dróg rozwoju. Potrzeba mądrych przewodników, aby przeszłość zrozumieć, zostawić ją i... PÓJŚĆ DALEJ! wtedy zobaczymy Wołyń i Polesie jak ziemię nadziei.

Tęsknota zrozumienia siebie wydaje się być mniejsza w średnim pokoleniu. Na przykładzie niektórych rodzin ze wspólnot Domowego Kościoła widać, jak trudno im oderwać się od dawnego myślenia i zaryzykować przyjęcie nowego projektu życia chrześcijańskiego. Trudno ocenić, ale przed większą perspektywą stoi dziś pokolenie wnuków i prawnuków. Jeżeli zwycięsko przejdą czas młodości i dostrzegą piękno propozycji Kościoła, będą światłem na adwentowej drodze. Wielu jednak z nich traci twardy grunt pod nogami, gdy przychodzi dokonywać konkretnych, znaczących wyborów (np. małżeństwo). Bywa, że nie potrafią oni obronić swojej chrześcijańskiej pozycji i idą za miejscowymi zwyczajami, modą, jakimś ogólnym trendem.

A nowo ochrzczeni? Od Bożego Narodzenia ubiegłego roku ochrzciliśmy 28 dzieci i kilkoro starszych. W przypadku osób dorosłych mamy każdego roku około 10 chrztów tzw. warunkowych. Czynimy to, gdy w żaden sposób nie można potwierdzić faktu chrztu. Brakuje zarówno dokumentów jak i świadków. Taki chrzest jest poprzedzany często długim oswajaniem się z Kościołem katolickim. Często kluczem do niego jest wyuczona w dzieciństwie modlitwa Ojcze nasz (po polsku). Chwała naszym dziadkom. Nowo ochrzczeni to wielki skarb. Żeby to zaakcentować, zawsze w pierwszą niedzielę miesiąca błogosławimy matki oczekujące potomstwa. “Być ochrzczonym, to być tym, przez którego Bóg chce przyjść na świat” – mówi poeta. I takie mamy marzenie w stosunku do nowo ochrzczonych. Bywa często, że razem z rodzicami dziecka wspólnie szukamy rodziców chrzestnych, gdyż w swoim kręgu katolików nie posiadają.

W tę naszą adwentową historię wchodzimy z Maryją, która przyniosła Zbawiciela do domu Elżbiety. Ona jawi się nam jako pierwsza ewangelizatorka. Ewangelizacja niech będzie naszą odpowiedzią na spuściznę, o której mówimy na początku listu. Obdarowani Bogiem chcemy stawać się błogosławieństwem dla innych. Bóg objawiając swoją chwałę daje życie.

Drodzy Wołyniacy, wytrwali nasi Przyjaciele! Adwentowymi ludźmi stają się nasi parafianie dzięki Waszej modlitwie, ofiarowanym cierpieniom, dzięki Waszej ofiarności. “Obyś oglądał potomstwo swoich synów (psalm 128). Tajemnica narodzenia adwentowych ludzi trwa. Trudno czasem ocenić co jest piękniejsze i gdzie bardziej odbija się światło betlejemskiej nocy. Czy wśród gorliwych młodych katechistów, którzy po swojej normalnej pracy głoszą katechezy, czy na obliczach wielu słuchających, stawiających pierwsze kroki na posadzce naszej świątyni. Przed katechezami praktykujemy obrzęd rozesłania (około 100 osób). Posyłamy (w większości młodych) ludzi do tych parafian, którzy zagubili przetarty wcześniej szlak do Kościoła, posyłamy ich, aby budzili. Cieszy blask betlejemski wśród Legionu Maryi, którego “rycerze swoją duchowość wyrażają w odwiedzaniu starszych, potrzebujących naszej obecności ludzi. Mamy nadzieję, że kolejne wspólnoty Legionu Maryi powstaną w Kostopolu, Korcu, Zdołbunowie. Współdziałanie wiernych widać także w posłudze w więzieniach. To pomaga rosnąć całej wspólnocie parafialnej i buduje dobry obraz Kościoła. Gdy człowiek odkryje, że słowo, które głosi, pomaga bardziej jemu samemu niż innym, wtedy zaczyna się prawdziwy przekaz wiary.

Znamiennym jest też przykład, gdy w naszej parafii młoda matka urodziła piąte dziecko i kilka dni po porodzie musiała iść na operację nerki. Szybko znalazły się dwie inne młode mamy z parafii, które mają kilkumiesięczne dzieci i trudny problem karmienia niemowlęcia nie tylko został rozwiązany, ale stał się przyczyną nowej jakościowo radości. Dzieło Boga dającego życie przedłuża się w historii Kościoła Dzięki takim przykładom drogę widzi się wyraźniej.

W tajemnicy świętych obcowania łączymy się z tymi, których adwent wypełnił się w tym roku. Wspomnimy bliskich nam kapłanów: ks. St. Wypycha (l. 62) i ks. K. Zająca (1. 53) – obaj długie lata pracowali na Ukrainie.

Adwentowa droga staje się bezpieczniejsza dzięki dobroczyńcom. Wspomnę choćby ks. inf. E. Markiewicza z Janowa Lub., ks. inf. K. Bownika z Chełma. Wszystkim kapłanom, za ich blask kapłańskiej posługi serdecznie dziękujemy. Za każdą małą grupkę modlitewną przy waszych parafiach, które pamiętają o nas.

Siostry Opatrzności Bożej, które od 15 lat pracują ponownie na Wołyniu, już przez swoją nazwę przypominają, że to ręka Bożej Opatrzności nas podtrzymuje. Wyrażamy wielką wdzięczność Matce Generalnej i całej wspólnocie zakonnej Sióstr za ich wsparcie. Drogie Siostry, tworzycie czołówkę naszego modlitewnego zaplecza. Siostrom, które pracują w Równem, Kostopolu i Sławucie – serdeczne Bóg zapłać.

My sami od początku października wprowadziliśmy niedzielną trzecią Mszę św. (dla rodzin z dziećmi – przychodzi coraz więcej osób). Także w październiku mieliśmy całonocne czuwanie różańcowe z Maryją. Czas adwentu w naszej parafii to czas uczenia modlitwy w rodzinach. Światło z Kostiuchnówki przewiezione w tym roku przez harcerzy do Warszawy przypomina nam wszystkim, że tutaj, za Bugiem jest jeszcze światło. Wołyń dalej daje światło nadziei.

Zawsze wielką pomocą w podtrzymywaniu ducha naszych chórów parafialnych są wyjazdy do Polski. Dziękujemy za otwarte serce Wspólnocie Polskiej z Gorzowa Wielkopolskiego, organizatorom Festiwalu w Łapach k/Białegostoku, KIK-owi z Krapkowic (szósty raz gościli nasze dzieci) i w Głuchołazach. Dziękujemy społeczności Politechniki Łódzkiej i p. Zofii Wendler za gościnę naszego młodzieżowego chóru w Lublinie i Ostrowii Mazowieckiej. Dziękujemy za dary mikołajowe wspólnotom uczniów i nauczycieli z Liceum i Gimnazjum w Janowie Lub. Będzie więc św. Mikołaj, będą jasełka i festiwal kolęd. Będą rekolekcje; 14-15-16 grudnia.

Dzięki współpracy duchownych i świeckich nie opuszcza nas optymizm. Chociaż ciągle borykamy się ze sprawami organizacyjnymi. Kościół w Kostopolu pięknieje: dzięki życzliwości Wł. i K. Bagińskich z Opolskiego, mamy dodatkowy witraż nad ołtarzem. Cieszymy się też figurą Jezusa Miłosiernego nad tabernakulum. Z pomalowaniem ścian musimy poczekać do przyszłego roku. Ale najbardziej w Kostopolu ludzie czekają na kapłana, który tam zamieszka.

Dom parafialny w Równem jest już ogrzewany. Prowadzimy wewnątrz prace wykończeniowe, jest tego dużo. Dwie salki już funkcjonują. Dziękujemy za Wasze ofiary przesyłane na konto Społecznego Komitetu. Uczestniczycie w ten sposób w dziele Ewangelizacji Wschodu, o którym to dziele mówiła Maryja w Fatimie. Wszyscy jesteśmy adwentowi, i nie pozwólmy zabrać sobie adwentu. Chcemy jeszcze w rym roku na naszej Wołyńskiej Ścianie Pamięci przy kościele, upamiętnić rocznicę głodu z lat trzydziestych.

W dni świąteczne będziemy dziękować Bogu za nasze miejsce, które nam wyznaczył w stajni naszego życia. W świątecznym duchu wrócimy do wspomnień z przeszłości, dziękując Bogu, że nie zabrano nam świąt Bożego Narodzenia. Dzięki nim możemy zanurzyć się w SŁOŃCU. Opłatek wypiekany przez naszych parafian i którym z Wami się dzielimy, niech będzie też symbolem wzrastania Kościoła na Kresach. Niech będzie też znakiem naszej skromnej obecności przy Waszym stole, a dołączona książka i widokówki – symbolicznym wyrazem naszej wdzięczności za Waszą ofiarność. Niech ten list przyniesie i zostawi w Waszych sercach trochę świątecznej radości. Niech trwa tajemnica Bożego Narodzenia. Słowo przez które wszystko się stało, staje się i teraz i będzie się stawało. Radosnych Świąt i błogosławionego nowego 2008 roku.

Ks. Władysław Czajka, ks. Grzegorz Draus

z siostrami: Mateuszą, Julią i Witalią

Równe, 4 grudnia 2007 roku

[“Wołanie z Wołynia’ nr 1 (80) ze stycznia-lutego 2008 r., s. 5-8.]

 

Stanisław Derepa

ПАМ’ЯТЬ

НЕ ВМИРАЄ

Шановна колегія двомісячника “Волання з Волині”.

До Вас звертається віруючий римо-католицької парафії костела у Клевані Дерепа Станіслав Францевич 1937 року народження. Прочитав двомісячник за листопад-грудень 2007 року на сторінці 23 “Незламний апостол нелюдської землі”, де о. Владислав Буковинський згадував о. Броніслава Джепецького. Це мій рідний дядько по батькові. Батька мого розстріляли НКВедисти 1938 року і я мало знаю про о. Броніслава. Знаю, що після заслання мав парафію в с. Шаргороді Вінницької області, там і помер в 1973 році. Дуже б хотілося побільше знати про його біографію, якщо вона у Вас є. Буду Вам вдячний за спогади і долю о. Броніслава.

З повагою

Станіслав Дерепа

смт. Клевань, 9 лютого 2008 р.

[“Волання з Волині”, ч. 1 (80) від січня-лютого 2008 р., стор. 41-43.]

 

PAMIĘĆ

NIE UMIERA

Szanowne kolegium redakcyjne dwumiesięcznika “Wołania z Wołynia”.

Zwraca się do Was parafianin kościoła rzymskokatolickiego w Klewaniu Stanisław Derepa, syn Franciszka, urodzony w 1937 roku. Przeczytałem Wasze czasopismo z listopada-grudnia 2007 roku, a w nim na s. 23 artykuł pt. “Niezłomny Apostoł nieludzkiej ziemi, gdzie ks. Władysław Bukowiński wspominał ks. Bronisława Drzepeckiego. To mój stryj. Mojego ojca rozstrzelali enkawudziści w 1938 roku i ja mało wiem nt. ks. Bronisława. Wiem, że po zesłaniu miał parafię w Szarogrodzie w obwodzie winnickim, gdzie i zmarł w 1973 roku. Bardzo bym chciał coś więcej dowiedzieć się nt. jego życia, jeżeli możecie mi w tym pomóc. Będę Wam wdzięczny za wspomnienia i opis drogi życiowej ks. Bronisława.

Z poważaniem

Stanisław Derepa

Klewań, 9 lutego 2008 roku

[“Wołanie z Wołynia” nr 1 (80) ze stycznia-lutego 2008 r., s. 45.]

List otwarty Iryny Mahdysz

Дорогі друзі! 

Пропонуємо вашій увазі відкритий лист Ірини Магдиш.


Моральний Голодомор.

Україна, березень 2004 - червень 2008. Коли зупинимо?


Усі пам'ятаємо, з яким патріотизмом і запалом наш президент і чимала кількість українських політиків і державних діячів обстоювала думку про визнання Голодомору 30-х років минулого століття актом Геноциду проти українського народу. Без сумніву, вони діяли за покликом серця і історичної правди. Без сумніву, це варто і необхідно робити. Однак, інколи спадають на думку певні паралелі. Набагато страшнішим є свідомий чи несвідомий Моральний Голодомор. Страшнішим він є тому, що діється зараз, на наших очах, за ініціативою, посередництвом чи мовчазною згодою переважної більшості політиків і державних діячів незалежної уже України. 


Я, громадянка України, оскаржую Вас, пане Президенте, як гаранта, і вас, панове депутати і політики усіх рівнів, як псевдо-репрезентантів моїх інтересів, у кількарічному постпомаранчевому Моральному Голодоморові українського народу.


1. Корупція, боротьбу з якою ви усі виносите на чільні виборчі гасла, стала єдинокровним елементом економічного і політичного життя українського суспільства. Ви говорите одне, а робите зовсім інше. Вам здається, що цього ніхто не бачить, або ви самі себе осліпили і не бачите цього. Бо вам так зручно вирішувати свої справи, залагоджувати свої інтереси. Насправді ж ви чините Моральний Голодомор, винищуючи поняття чесності в наступних поколіннях українців.


2. Діючий тепер закон про вибори позбавив нас можливості впливати на те, кого ми обираємо. Записані у списках репрезентують винятково рівень своєї лояльності до керівництва партії. Це ви поміж себе вибираєте, хто наступні чотири, а то й більше років, буде пильнувати ваші ж, а заразом і свої приватні, інтереси. Цим ви нищите усякі паростки віри у демократичну виборчу систему там, де вона тільки-но зароджувалася (Схід, Південь, Центр України), і там, де вона мала історичні корені (Захід України). Ви чините Моральний Голодомор. 


3. Ваша неспроможність об'єднатися довкола загальнонаціональних інтересів, яких ви навіть не спроможні більш-менш зрозуміло виробити і сформулювати, привела країну на межу абсурду, за яким крок в крок йде економічна стагнація і втрата економічної незалежності. Ходити у вишиванці і співати гімн з рукою на серці вам ніхто забороняти не буде, тільки от співати ви будете (і ми разом з вами) уже під чужу дудку. Ви сієте зневіру у майбутньому країни, а це і є Моральний Голодомор. Він призведе, та й уже призвів, до масової еміграції - як трудової, так і внутрішньої, властивої здебільшого вразливим представникам інтелігенції. 


4. Така ніби статусна, як нагородна система у державі, викликала хвилю величезного Морального Голодомору. Роздаючи державні нагороди і відзнаки нашим і зарубіжним громадянам з більш ніж сумнівною патріотичною і професійною репутацією, Ви, пане Президенте, спрофанували усю систему цінностей у сфері науки, мистецтва, державної служби і под. Наситивши амбіції і гаманці псевдо-друзів, Ви посадили на голодний моральний пайок усю решту чесних і порядних людей. Ще не дійшло до відмов приймати ці нагороди, але Моральний Голодомор призведе до такого результату. Чи буде тоді соромно? Навряд чи. Поняття сорому також щезло, перетворившись на поняття піару. 


Це дуже приблизний перелік обвинувачень у Моральному Голодоморові. Він, на жаль, може бути, і є, набагато більшим, і кожен з нас може його доповнити.

У час Морального Голодомору ми втрачаємо найкращих людей і відновити цю втрату буде дуже непросто. Фізичний голод можна заспокоїти. Натомість моральний і духовний стає навіть гострішим після заспокоєння фізичного. 


У час Помаранчевої революції ми отримали уроки великої демократичної культури, але тепер ми не можемо заспокоїти її потреб. Це призводить до збочень, які тією чи іншою мірою загрожують суспільству. 


Голодомори Моральні набагато більш небезпечні, аніж Голодомори фізичні. Ми тримаємося з останніх сил. Визнати їх набагато важче, відродитися після них вимагає титанічних зусиль. Коли ми це зупинимо і чи не буде запізно?


Ірина Магдиш

Редактор Журналу Ї




-- 

Best regards,

 Ji                          http://www.ji-magazine.lviv.ua

Jiji ruky napovneni dobrymi spravamy (ua)

ЇЇ РУКИ НАПОВНЕНІ ДОБРИМИ СПРАВАМИ

70-річчя сестри Христини Камінської

Після довгих років примусової атеїзації, переслідувань, чекання – у бічній каплиці катедри Святих Петра і Павла в Луцьку (на той час у діючому музеї атеїзму), 23 вересня 1990 року о 16.00 год. була відправлена свята Літургія. Радості у членів двадцятки і вірних не було меж!

Люди потягнулись до храму, почали приводити дітей, онуків. Богослужіння відправлялися щонеділі ксьондзами з найближчих парафій: Кременця, Славути, або приїжджали священики з Польщі. Першу пастирку відправив о. Ян Зайонц, парох з Явішовіц у Польщі (нині душпастир реколекційного осередку на горі Сніжниця у Бескидах – прим. “ВзВ”). Каплиця не могла вмістити всіх вірних.

У червні 1991 року прибув зі Львова до Луцька о. Людвік Камілевський. Жнива були великі, а працівників мало. Багато молодих людей не вміли навіть правильно перехреститися. 18 серпня 1991 року першою на допомогу прибула сестра Христина Камінська із Згромадження Сестер Францисканок Родини Марії та з ентузіазмом взялася до роботи: катехізувала дітей і дорослих, не раз починала від того, що показувала як правильно перехреститися.

Трохи пізніше приїхала сестра Марія Возьна із цього ж Згромадження. Вона грала і співала під час Богослужіння, почала створювати парафіяльний хор, вела також катехетичні заняття. Сестри влились у життя парафії та виконували найнеобхідніші обов’язки. Пізніше сестрі Христині дали автомобіль і вона їздила по всіх містечках і селах, де відкривалися храми, каплиці. Від сестер відходило таке тепло, доброта, радість, мир, що маленькі діти їх називали “Бозя”. Сестра Христина готувала старших людей і молодь до сповіді, Святого Причастя, Миропомазання, бо більшість із них довгі роки не мали можливості користати із Святих Таїнств. Сестра передавала всім свою енергію, радість, хотіла, щоб більше людей пізнали Єдиного в Трійці Милосердного Бога, Матір Божу, Св. Йосифа, всіх святих.

Дошкільнята, молодь, дорослі – усі тягнулися до сестричок Христини та Марії. Вони створили “Коло Живого Розарію”, а від 2 лютого 1992 року – спільноту “Лицарі Непорочної”, запрошували до себе на каву, чай із солодощами і так ненав’язливо, мудро в різних життєвих ситуаціях апостольствували – простували дорогу до Бога. Сестра Христина могла допомогти в різних життєвих ситуаціях: при травмі – професійно зробити перев’язку, якщо бачила, що в дитини порвалося взуття, а на дворі мороз – десь діставала те взуття і давала потребуючим.

Одного разу, коли сестра Христина проводила із старшими парафіянами катехезу, вони запитали її: “Чому Ви залишили Батьківщину, де мали кращі умови проживання, мали менш клопотів?”. А вона нам відповіла, що їй приснився сон, що стояла перед Всевишнім з руками, ще ненаповненими добрими справами. Ми збагнули, що прибувши до нас, доїжджаючи до всіх навколишніх костелів, що постали з руїн – скрізь несла Світло любові людям. Ми відчували і бачили, що її єство і руки були наповнені тими різноманітними добрими справами. Коли сестри виїхали з Луцька, залишили в кожного з парафіян частинку своїх добрих сердець.

Сестрі Христині Камінській 15 січня 2009 року виповнюється 70 років і в цьому ж році – 50 років чернечих обітів.

Бажаємо їй рясних Божих благословень, міцного здоров’я і всього найкращого на всі роки, скількома її обдарує Всевишній, опіки Матері Божої, радості, поваги і любові від людей, з якими вона зустрічалась, зстрічається і ще зустрінеться. Істинно – в таких людях відчуваєш Божу присутність. Sto lat, sto lat! А українською мовою – многая літа! – незабутня сестро в Христі, Христино, бажають Вам усі духовні особи і парафіяни з Луцька та дієцезії.

Антоніна Бардига

[“Волання з Волині” ч. 6 (85) від листопада-грудня 2008 р., 17-18 стор.]

Jej ręce napełnione dobrymi dziełami (pl)

JEJ RĘCE NAPEŁNIONE DOBRYMI DZIEŁAMI

Po długich latach przymusowej ateizacji, czekania – w bocznej kaplicy katedry pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Łucku (jeszcze w tym czasie działającym muzeum ateizmu), 23 września 1990 r. o godz. 16.00 został odprawiona Msza święta. Radości u członków “dwadcatki” (rady parafialnej) i wiernych nie było końca.

Ludzie przybyli do świątyni, zaczęli przyprowadzać dzieci i wnuków. Nabożeństwa były odprawiane co niedzielę przez księży z najbliższych parafii: Krzemieńca, Sławuty, albo przyjeżdżali kapłani z Polski. Pierwszą pasterkę odprawił ks. Jan Zając, proboszcz z Jawiszowic w Polsce (obecnie jest duszpasterzem ośrodku rekolekcyjnego na górze Snieżnica w Beskidach – przyp. “WzW”). Kaplica nie mogła pomieścić wszystkich wiernych.

W czerwcu 1991 r. przybył ze Lwowa do Łucka ks. Ludwik Kamilewski. Żniwa były wielkie, a robotników mało. Wielu młodych ludzi nie umiało nawet prawidłowo przeżegnać się. Dnia 18 sierpnia 1991 roku jako pierwsza pomoc przybyła s. Krystyna Kamińska ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi i z entuzjazmem wzięła się do pracy: katechizowała dzieci i dorosłych, nie raz zaczynała od tego, że pokazywała jak prawidłowo się przeżegnać.

Trochę później przyjechała s. Maria Woźna z tegoż zgromadzenia. Grała i śpiewała podczas nabożeństw, zaczęła tworzyć chór parafialny, prowadziła także zajęcia katechetyczne. Siostry zanurzyły się w życie parafii i wykonywały najbardziej konieczne obowiązki. Później s. Krystyna otrzymała samochód i jeździła ona po wszystkich po wszystkich miasteczkach i wioskach, gdzie otwierane były świątynie i kaplice. Od sióstr promieniowało takie ciepło, dobroć, radość, pokój, że małe dzieci nazywały ich “Bozia”. Siostra Krystyna przygotowywała starszych ludzi i młodzież do spowiedzi, Komunii Świętej, bierzmowania, bo większość z nich długie lata nie miała możliwości korzystać z sakramentów świętych. Siostra przekazywała wszystkim swoją energię, radość, chciała aby więcej ludzi poznało Jedynego w Trójcy Miłosiernego Boga, Matkę Bożą, św. Józefa, wszystkich świętych.

Dzieci przedszkolne, młodzież, dorośli – wszyscy garnęli się do siostrzyczek, s. Krystyny i s. Marii. Stworzyły one Koło Żywego Różańca, a 2 lutego 1992 r. wspólnotę “Rycerstwa Niepokalanej”, zapraszały do siebie na kawę i herbatę ze słodyczami i w taki sposób, mądrze, w różnych sytuacjach życiowych apostołowały prostując ścieżkę do Boga. Siostra Krystyna mogła pomóc w różnych sytuacjach życiowych: fachowo zmienić opatrunek na ranie, jeżeli widziała, że jakieś dziecko miało zniszczone buty, a na dworze był mróz, gdzieś dostawał to obuwie i dawała potrzebującym.

Pewnego razu, kiedy s. Krystyna prowadziła ze starszymi katechezę, zapytano ją: dlaczego Siostra zostawiła swą Ojczyznę, gdzie miała lepsze warunki życia, gdzie miała mniej kłopotów?. A ona nam odpowiedziała, że przyśnił się jej sen, że stała przed Wszechmogącym z rękami nie napełnionymi jeszcze dobrymi dziełami. Zauważyliśmy, że kiedy Siostra – przybyła do nas i dojeżdżała do wszystkich okolicznych kościołów, które powstały z ruin wszędzie niosła ludziom Światło miłości. Odczuwaliśmy i widzieliśmy, ze jej jestestwo i ręce były napełnione tymi różnorodnymi dobrymi dziełami. Kiedy siostry wyjechały z Łucka, pozostawiły u każdego z parafian cząstkę swoich dobrych serc.

Siostra Krystyna Kamińska 15 stycznia 2009 roku ukończy 70 rok życia i w tym samym roku będzie obchodzić także 50 lat ślubów zakonnych.

Życzymy Jej szczodrego Bożego błogosławieństwa, mocnego zdrowia i wszystkiego najlepszego na wszystkie lata, iloma obdarzy ją Wszechmogący, opieki Matki Bożej, radości, uznania i miłości ludzi z którymi ona spotykała się, spotyka się i będzie spotykać. Zaprawdę, w życiu takich ludzi odczuwa się Bożą obecność. Sto lat, sto lat! A po ukraińsku: mnohaja lita! – niezapomniana Siostro w Chrystusie, Krystyno, życzą Ci wszystkie osoby duchowne i parafianie z Łucka i diecezji.

Antonina Bardyga

Z ukraińskiego przełożyła

Łucja Zalewska

[“Wołanie z Wołynia” nr 6 (85) z listopada-grudnia 2008 r., s. 17-18.]

Święta

Wtorek, V Tydzień Wielkiego Postu
Rok B, II
Uroczystość św. Józefa, Oblubieńca Najśw. Maryi Panny

Sonda

Kiedy powinna być Msza Święta wieczorna w czasie wakacji?

Powinna być o godzinie 18:00

Powinna być o godzinie 19:00

Jest to dla mnie bez różnicy


Licznik

Liczba wyświetleń:
8784676

Statystyki

Zegar